Nie mogę spać, więc czekam na wschód słońca (tak wiem to jeszcze jakieś 3 h). Ale nie zrażam się długim czasem oczekiwania, ponieważ dziś zaczął się weekend.
Jak zwykle chciałabym ponarzekać, ale dziś będą to narzekania pozytywne.
Nie mam ochoty dołować siebie ani tym bardziej Was, moi czytaciele.
Co do narzekań, to mam do siebie samej straszny żal. Pewnie zastanawiacie się dlaczego, a no dlatego, że kurs z matematyki zdałam dopiero po 3 latach prób (musiał zmienić się prowadzący przedmiot, ponieważ z poprzednim się nie udawało). Ale są tego także jasne strony, kurs zaliczyłam na maksymalną ocenę i mogę być z siebie dumna, nie zważając na opinie poprzedniego pedagoga, że "nic nie umiem", oraz "nigdy się tego nie nauczę". Co jak co, ale podejście do studenta jest sprawą bardzo ważną. A niektórzy bardzo tę sprawę bagatelizują.
Na szczęście mi się udało (teraz został tylko jeszcze drugi semestr z matematyki, ale już się nie obawiam o ocenę, ponieważ wiem, że zostanę oceniona adekwatnie do mojej wiedzy, a nie przez zwykłe "widzi mi się").
Tak więc nauka Matematyki w poprzednim semestrze była czystą przyjemnością, a właściwie prostą powtórką tego co już wcześniej potrafiłam, lecz miałam za mało wiary w siebie, aby walczyć (teraz wiem że niepotrzebnie).
A teraz napiszę o czymś przyjemniejszym, mianowicie przygotowaniach w domu na przyjście mojego potomka. Jak na przyszłą matkę przystało, włączył mi się instynkt macierzyński i zaczęłam nieuchronne przygotowania. Co prawda trochę się wymęczyłam, (odkurzyłam wszystkie żaluzje, umyłam podłogi, zaszalałam z organizacją planu porządków na cały tydzień) ale jest jeszcze tyle do zrobienia, że o tym nie myślę bo bym się załamała. Po prostu codziennie staram się, aby przygotowania te postępowały na przód.
Dziś to już chyba wszystko. Czeka mnie pracowity tydzień, ale nie obejdzie się także bez odrobiny kultury (mam taką nadzieję), ponieważ w Muzeum Narodowym szykuje się wernisaż wystawy fotograficznej. Ale o tym może w następnym poście :)
Ten blog został stworzony tylko po to by odciążyć moich przyjaciół od moich narzekań :)
sobota, 28 lutego 2015
Nowy dzień
wtorek, 24 lutego 2015
I co z tego że zmiana ?
Witajcie moi czytaciele.
Niestety nie pisałam bardzo dawno, ponieważ w moim życiu działo się dość dużo.
Można by rzec, że za dużo jak na te niecałe dwa lata.
A jednak trochę się pozmieniało.
Niedługo urodzę dziecko. Tak dobrze przeczytaliście. Nie, nie oszalałam. Tak wiem, że najpierw powinnam skończyć studia. Ale tak już się ułożyło i takie widać moje przeznaczenie.
Sprawcą jest oczywiście króliczy książę, który oświadczył mi się w październiku ( dokładnie 18.10 ). O tym, że zmieniłam miejsce zamieszkania chyba też wcześniej nie wspominałam. Teraz mieszkam w dwupokojowym mieszkaniu z odpowiednią ilością miejsca na moje ukochane książki i mam wannę ( ja wiem, że dla niektórych to norma, ale mi moją zabrali podczas remontu łazienki jak miałam 7 lat i bardzo cierpiałam z tego powodu ).
Zamieszkaliśmy razem w sumie bardzo wcześnie ( po jakichś 4 miesiącach wspólnego spędzania weekendów ). Jednak mieszkanie w bloku to nie dla mnie ( czułam się jak kot i miałam ochotę skakać przez okno, a to 3 piętro było). Więc wynajęliśmy mieszkanko na osiedlu w zabudowie szeregowej. Z czego jestem bardzo zadowolona ( teraz zamiast aneksu mam normalną kuchnię ).
Data ślubu jeszcze nie ustalona, ale wiemy gdzie i mniej więcej kogo zaprosimy. Na szczęście sprawa dogadana. A co do przyszłych teściów, to w końcu poczułam się jak w rodzinie. Ktoś się o mnie martwi i zawsze pomoże jak trzeba. Moje życie stało się przez to mniej wypełnione narzekaniami, choć teraz mam więcej czasu by pisać posty.
Na dziś wystarczy, może niedługo znów napiszę, ale tym razem opowiem o moich perypetiach z uczelnią i opiszę jak zabawna i przyjemna ( w odróżnieniu od poprzednich ) była sesja egzaminacyjna w tym roku.
Niestety nie pisałam bardzo dawno, ponieważ w moim życiu działo się dość dużo.
Można by rzec, że za dużo jak na te niecałe dwa lata.
A jednak trochę się pozmieniało.
Niedługo urodzę dziecko. Tak dobrze przeczytaliście. Nie, nie oszalałam. Tak wiem, że najpierw powinnam skończyć studia. Ale tak już się ułożyło i takie widać moje przeznaczenie.
Sprawcą jest oczywiście króliczy książę, który oświadczył mi się w październiku ( dokładnie 18.10 ). O tym, że zmieniłam miejsce zamieszkania chyba też wcześniej nie wspominałam. Teraz mieszkam w dwupokojowym mieszkaniu z odpowiednią ilością miejsca na moje ukochane książki i mam wannę ( ja wiem, że dla niektórych to norma, ale mi moją zabrali podczas remontu łazienki jak miałam 7 lat i bardzo cierpiałam z tego powodu ).
Zamieszkaliśmy razem w sumie bardzo wcześnie ( po jakichś 4 miesiącach wspólnego spędzania weekendów ). Jednak mieszkanie w bloku to nie dla mnie ( czułam się jak kot i miałam ochotę skakać przez okno, a to 3 piętro było). Więc wynajęliśmy mieszkanko na osiedlu w zabudowie szeregowej. Z czego jestem bardzo zadowolona ( teraz zamiast aneksu mam normalną kuchnię ).
Data ślubu jeszcze nie ustalona, ale wiemy gdzie i mniej więcej kogo zaprosimy. Na szczęście sprawa dogadana. A co do przyszłych teściów, to w końcu poczułam się jak w rodzinie. Ktoś się o mnie martwi i zawsze pomoże jak trzeba. Moje życie stało się przez to mniej wypełnione narzekaniami, choć teraz mam więcej czasu by pisać posty.
Na dziś wystarczy, może niedługo znów napiszę, ale tym razem opowiem o moich perypetiach z uczelnią i opiszę jak zabawna i przyjemna ( w odróżnieniu od poprzednich ) była sesja egzaminacyjna w tym roku.
Etykiety:
blok,
ciąża,
czas,
dziecko,
książki,
mieszkanie,
poród,
przeprowadzka,
rodzina,
ślub,
ulga,
wanna,
zaręczyny,
zaskoczenie,
zmiana
Lokalizacja:
Szczecin, Polska
Subskrybuj:
Posty (Atom)