x Uwaga!Moja strona kolekcjonuje ciasteczka.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Płakać i lamentować, tylko tyle pozostało.

Klęczę na podłodze a moje łzy padają na resztki porcelany, która kiedyś była wazą. Płaczę nad rozlaną zupą. Czerwony barszcz rozlał się po kafelkach i wygląda bardziej jak czarna polewka niż barszcz. Siedzę i płaczę, nawet nie zastanawiam się nad posprzątaniem tego bałaganu. A miał to być perfekcyjny obiad, taki na który zaprasza się Dyrektora albo nauczyciela, może nawet narzeczonego. Ale teraz siedzę i płaczę. Goście czekają, słyszę jak ich zaniepokojone głosy dialogują w dużym pokoju. Czekają aż podam pierwsze z głównych dań. Jednak wcale mi to nie w głowie, ja siedzę i płaczę. Skupiam się tylko na tym że mi nie wyszło. Zamiast podnieść się i powiedzieć gościom, że nie mogą oczekiwać dziś żadnej zupy na obiedzie. Czemu nie ma nikogo, kto by mnie podniósł, uspokoił, powiedział, że nic nie szkodzi. Oczami wyobraźni widzę zagniewane i głodne twarze gości. Głodne, do tego stopnia, że swój głód mogą zaspokoić, tylko obelgami i narzekaniem. I wszystkie te rzeczy wymierzone w moją stronę. Więc siedzę i płaczę. Bo wiem co mnie czeka  i boję się tych głodnych gości. Że zamiast obiadu, pożrą mnie. Nie moje ciało, ale moje zabłąkane, przerażone ja, które właśnie orzeka na tle tłumu, że zupa się wylała.